Fot. woodleywonderworks // flickr
ŚLĄZAK - CZYLI POLAK, A WŁAŚCIWIE NIEMIEC
Wydaje się, że zdanie opisujące adekwatnie sytuację Ślązaków we współczesnych realiach byłoby nieco bardziej złożone i mogłoby brzmieć: Ślązak – czyli Polak, a właściwie Niemiec, lub ewentualnie Czech albo Morawianin. Jednak świadomi Ślązacy wiedzą, jak traktowana jest przez państwo polskie śląskość, która „chce być” czymś więcej niż roladã z klōskami i mordrõ kapustōm oraz śląska tożsamość wykraczająca poza zdefiniowany w „poprzednim systemie” proletariacki etos węgla i stali. Z kolei rzetelny opis wzajemnych relacji Ślązaków, Czechów i Morawian wymagałby nie jednego, ale wielu artykułów. Proponuję zatem, abyśmy tym razem zastanowili się, jak „niezależna” śląskość postrzegana jest na Śląsku przez istniejącą tutaj społeczność niemiecką.
Niemieckość po śląsku
Punktem wyjścia dla proponowanych refleksji niech będzie pewna myśl, którą prof. Tomasz Kamusella zawarł w artykule Niemieckie zaniechania, zredagowana w sposób następujący: (…) Po trzecie, w pełnej zgodzie z polskim interesem narodowo-etnicznym, liderzy mniejszości niemieckiej wspierali i wciąż wspierają nieuznawanie największej mniejszości, czyli Ślązaków. I to pomimo ścisłych związków rodzinno-społecznych pomiędzy górnośląskimi Niemcami a Ślązakami. Paradoksalnie, nie niemiecki, a właśnie śląszczyzna stanowi język dnia codziennego Niemców w Górnym Śląsku.
Ten właśnie tekst oraz kontekst logiczny jego zaistnienia we wspomnianym wcześniej artykule skłonił mnie do kilku przemyśleń dotyczących koegzystencji Ślązaków i Niemców w realiach współczesnego Górnego Śląska.
No właśnie… wydaje się, że osoby identyfikujące siebie jako „Ślązacy autonomiczni” - to znaczy nie doklejeni do polskiej lub niemieckiej tożsamości - dość dobrze rozumieją, jak duży był wkład niemieckiej kultury i gospodarki w kształtowanie dziejów Śląska. Potrafimy też chyba właściwie ocenić rolę, jaką odegrał okres niemieckiej obecności na Śląsku (historycznej, administracyjnej i kulturowej) w procesie tworzenia współczesnej górnośląskiej tożsamości.
Jednak zauważając wspólne wątki dziejów Śląska i Niemiec, dostrzegamy też jako Ślązacy, że niemiecka kultura nie była jedyną, która przez stulecia kształtowała „byt i świadomość” mieszkańców śląskiej krainy (zwłaszcza Górnego Śląska), bo przecież trudno w tym aspekcie nie zauważyć wkładu kultury morawskiej, czeskiej, rodzimej kultury śląskiej, a nawet kultury polskiej.
Zatem pisarze, twórcy oraz animatorzy kultury identyfikujący się ze „śląską racją stanu”, nie pomijają w swych pracach roli, jaką niemieckość odegrała w dziejach Śląska. Poważne śląskie wydawnictwa i portale internetowe często serwują treści (również niemieckojęzyczne) pisane z perspektywy górnośląskich Niemców – nawet wówczas, gdy wśród docelowych odbiorców dominują osoby identyfikujące się raczej z barwami żółto-niebieskimi.
Oczywiście, wkład szeroko pojętej niemieckości w wieloaspektowy rozwój Śląska jest tak ewidentny, iż jej niedostrzeganie byłoby działaniem beznadziejnie głupim. Jednak czy Polacy - pomimo owej oczywistości - nie głosili dość skutecznie (i właściwie wciąż głoszą) kłamliwej propagandy, jakoby historyczna obecność Niemców na Śląsku ograniczała się do roli barbarzyńskich najeźdźców?… Zatem i Ślązacy mogliby się posługiwać podobnymi bredniami, by manifestować wyraźniej swą śląską odmienność od niemieckości…
No właśnie, a propos bredni warto w tym miejscu zadać pytanie, czy głoszenie tezy, iż ludzie żyjący od pokoleń na Śląsku nie mają prawa czuć się Ślązakami oraz nie mają prawa postrzegać swej śląskości jako etnicznej odrębności – nie jest równie niedorzeczną bzdurą?... A przecież takie jest właśnie stanowisko w „kwestiach śląskich” wielu działaczy i liderów mniejszości niemieckiej na Górnym Śląsku.
Śląskość po niemiecku
Zatem faktycznie mamy na etnicznym Śląsku taką oto sytuację: górnośląscy Niemcy do promowania swej kultury i historii chętnie wykorzystują przestrzeń przekazu, jaką stwarzają śląskie wydawnictwa i portale oraz strony internetowe, a jednocześnie liderzy wielu mniejszościowych organizacji niemieckich – podobnie jak państwo polskie - odmawiają Ślązakom prawa do istnienia.
Zatem jako „nieistniejący Ślązak” dostrzegam dyskryminacje mniejszości na przykład szkolnictwa niemieckiego na Śląsku, ale jednocześnie sam tkwię w rzeczywistości, w której Ślązak marzący „realnie” o własnych szkołach to Ślązak pijany lub naćpany… - Tkwię w rzeczywistości, gdzie mój śląski język ojczysty podobno nie istnieje - chociaż piszę w nim wiersze i książki, a moja identyfikacja etniczna jest ponoć wykwitem mojej chorej wyobraźni – chociaż medycyna z uporem maniaka twierdzi, że jestem przy zdrowych zmysłach.
Zatem - przepraszam za śmiałość - ale wobec tego, iż losy języka śląskiego na ogół nie obchodzą górnośląskich Niemców - ja również nie odczuwam „imperatywu kategorycznego”, aby iść na „śląskie barykady” za niemieckie szkoły. - Tym bardziej, że pomimo narastającego szowinizmu, Niemcy wciąż mają na Śląsku nieporównywalnie większe od Ślązaków możliwości skutecznego promowania własnej kultury. Mimo to, wielu niemieckich liderów – wychodząc naprzeciw polskiej „strategii dla Śląska” – godzi się na istnienie jedynie „strukturalno-politycznej”, fasadowej niemieckości, nie popartej głębszą pracą u podstaw…
Być może naruszę teraz jakieś tabu, ale skoro wielu liderów niemieckich organizacji na Śląsku twierdzi, że koła mniejszości niemieckiej funkcjonują coraz lepiej i bardziej świadomie, to może na kanwie tych zmian (w których istnienie naprawdę wierzę) niemieccy działacze „mniejszościowi” mogliby też zmienić swoje oficjalne stanowisko wobec Ślązaków i poprzeć ich dążenia do uznania języka śląskiego i narodowości śląskiej.
Moim zdaniem byłby to zaledwie powrót do przyzwoitości, wobec faktu, iż tak wielu zadeklarowanych Ślązaków popularyzuje niemiecką kulturę i historię. Nie słyszałem też, aby któryś z liderów śląskich organizacji odmawiał komukolwiek moralnego prawa do bycia Niemcem - pomimo tego, że wielu współczesnych górnośląskich Niemców nie zna nawet języka niemieckiego, nie mówiąc już o znajomości niemieckiej historii i kultury.
Oczywiście, nie chodzi o to, aby górnośląscy Niemcy celebrowali śląskość przy kafeju i kołoczu, bo to akurat zdarza się często… Marzy mi się raczej, aby wybrzmiało raz jeszcze, jakie jest oficjalne stanowisko na przykład zarządu TSKN w Opolu albo też liderów Niemieckiego Towarzystwa Oświatowego w kwestii poparcia dążeń Ślązaków do uznania ich języka i narodowości.
Niestety, obawiam się, że moje marzenia mogą pozostać wyłącznie w sferze marzeń, bo przecież dla górnośląskich Niemców, a przynajmniej sporej części „mniejszościowej” wierchuszki – Ślązacy jako nacja nie istnieją… – No, a skoro nas nie ma, to też nie ma się przed kim tłumaczyć w sposób oficjalny…
Owszem, na przykład punkt 2. paragrafu 5. statutu NTO informuje, że jednym z celów towarzystwa jest „pielęgnacja i popularyzacja wielokulturowości Śląska”. Jednak wymiar owej śląskiej wielokulturowości nie zakłada istnienia Ślązaków, o czym z kolei dowiadujemy się z treści zamieszczonych na stronie internetowej TSKN w Opolu (w zakładce „O nas”), gdzie już pierwsze zdanie informuje nas że: Województwo Opolskie jest różnorodnym kulturowo regionem. Polacy i Niemcy wspólnie od pokoleń zamieszkują ten teren.
Być może nie do końca uświadamiamy sobie, jakie przesłanie niosą tego typu teksty. Otóż skoro negują one istnienie Ślązaków w sensie etnicznym, zawężając „wielokulturowość” Śląska do dwóch nacji: polskiej i niemieckiej - to w takim razie wszyscy, którzy czują się Ślązakami, a jednocześnie nie czują się Polakami lub Niemcami - mogą być przez stronę polską uważani, za „ukrytą opcję niemiecką”, a przez stronę niemiecką – za „ukrytą opcję polską”. Zatem dla osób znających nieco lepiej historię Górnego Śląska - nic nowego…
Prawo nie stwarza, lecz formalizuje
Oczywiście mogą bulwersować teksty redagowane przez autochtonicznych mieszkańców Śląska, zakładające, że od pokoleń mieszkają tam wyłącznie Niemcy i Polacy. Mnie jednak nie bulwersują, bo pamiętam zdecydowanie bardziej antyśląskie wystąpienia liderów mniejszości niemieckiej, którzy przy wielu okazjach wypowiadali się daleko bardziej krytycznie o dążeniach Ślązaków do uzyskania etnicznej podmiotowości.
Zresztą chodzi nie tylko o sprawy stricte śląskie, o czym przekonuje zaangażowanie niektórych liderów mniejszości w osławioną nagonkę na Tomasza Kamusellę, którą w 2004 r. prowadzono z subtelnością średniowiecznej inkwizycji. Szczęście w nieszczęściu jest takie, że koryfeusze postępu z opolskiego ratusza spalili wtedy na stosie jedynie książki Kamuselli, a nie jego samego, dzięki czemu miał on wprawdzie wątpliwą przyjemność poczuć się jak Galileusz, ale przynajmniej nie jak Giordano Bruno.
Ja rozumiem, że mniejszość niemiecka na Górnym Śląsku, nie tylko ma prawo, ale nawet powinna dążyć do kompromisów oraz unikania konfrontacji ze stroną polską. Jednak istnieje granica, poza którą ustępstwa, a właściwe uległość w imię świętego spokoju jest równoznaczna z zakłamywaniem własnej historii oraz negacją podstaw własnej narodowej i kulturowej tożsamości.
Być może niektóre osoby spośród liderów mniejszości niemieckiej uważają też, że mają moralne prawo, a może wręcz obowiązek oficjalnego nieuznawania istnienia Ślązaków (w sensie etnicznym), ponieważ narodowość ta nie jest uznawana przez państwo polskie. Oczywiście – „Ordnung must sein”, ale analogicznie można zapytać: czy w takim razie w okresie Peerelu byli na Śląsku ludzie mający prawo czuć się Niemcami, skoro zgodnie z wpisem w dowodzie osobistym „byli Polakami”?
Akt prawny nie jest aktem stwórczym, ale potwierdzającym i formalizującym coś, co już zaistniało (w sensie ontycznym lub deklaracji woli). Czy akt urodzenia stwarza nowego człowieka, czy tylko formalizuje jego istnienie? Czy zaniechanie wydania tego dokumentu sprawi, że dziecko przestanie istnieć? Analogicznie: czy formalne uznanie śląskiego języka i śląskiej narodowości, byłoby równoznaczne z ich zaistnieniem czy jedynie z formalnym potwierdzeniem ich istnienia?
Przecież państwo polskie, uznając swego czasu mniejszość niemiecką na Śląsku, nie sprawiło, że właśnie w tym momencie owa mniejszość powstała jak feniks z popiołów. Owszem – stała się podmiotem w sensie formalnym, ale faktycznie istniała od 1945 roku, nie mając wszakże podmiotowości prawnej – dokładnie tak, jak nie mają jej dzisiaj Ślązacy.
No właśnie - nikt nie wymaga od górnośląskich Niemców not dyplomatycznych, ani zmiany stanu prawnego, bo to może uczynić tylko państwo polskie. Natomiast niezależnie od istniejących uregulowań prawnych, liderzy mniejszość mogą przecież wspierać dążenia Ślązaków, a przynajmniej tych dążeń nie atakować, bo do tego nie obligują ich już żadne uregulowania prawne – ani polskie, ani niemieckie.
Kiedy normalność zamiast biurokratycznej demagogii?
Staram się też wyobrazić sobie, jaka część „zwyczajnych” Niemców mieszkających na Górnym Śląsku, wie o śląskich dążeniach do uznania narodowości oraz języka śląskiego. Pytanie drugie byłoby takie: ile osób, które o tym wiedzą, zdaje sobie sprawę, jakie jest stanowisko liderów mniejszości niemieckiej w kwestii tych dążeń?… I jeszcze jedno pytanie: jeżeli nawet osoby będące mniejszością niemiecką, wiedzą, że ich liderzy nie popierają dążeń Ślązaków do uznania języka i narodowości śląskiej, to czy wszyscy są świadomi, że niektórzy liderzy te dążenia otwarcie zwalczają, wtórując najbardziej radykalnym polskim politykom?
Piszę o tym, ponieważ wiem, że dla wielu górnośląskich Niemców śląskość jest realnie istniejącą wartością, do której są oni przywiązani niemal tak samo, jak do swej niemieckości. Wiele tych osób, zyskując status mniejszości niemieckiej, pragnęło ocalić przed polonizacją dziedzictwo swych przodków, gdzie śląska i niemiecka tradycja jawi im się jako ta sama swojska rzeczywistość.
Wiem też, że wielu szeregowych i nie tylko szeregowych członków mniejszości niemieckiej szczerze kibicuje, a nawet popiera dążenia Ślązaków do uznania języka i narodowości śląskiej oraz wspiera działania polegające na popularyzacji śląskiej kultury i historii. Jednak mnie się marzy, aby Niemcy mogli (chcieli?) współpracować ze Ślązakami w sposób otwarty, a nie „w trybie nocnym”, jak to czynił ewangeliczny Nikodem przychodząc do Chrystusa chyłkiem „w obawie przed Żydami”.
Warto też może zastanowić się nad tym, jaka jest obecnie na Górnym Śląsku realna przestrzeń dla prowadzenia wspólnych śląsko-niemieckich przedsięwzięć promujących w uczciwy sposób obydwie nacje. Wydaje się bowiem, że przestrzeń ta ze śląskiej perspektywy postrzegana jest wciąż jako dość spora, ale z punktu widzenia górnośląskich Niemców wydaje się ona już znacznie mniejsza - bo jak promować nację, której odmawia się istnienia…
Niestety, może być i tak, że „oficjalna” życzliwość górnośląskich (opolskich) liderów mniejszości niemieckiej dla kwestii śląskich zaistnieje dopiero wówczas, gdy Polska uzna istnienie języka śląskiego oraz narodowości śląskiej (czyli być może nigdy). Załóżmy jednak, że kolejny cud nad Wisłą (oraz Odrą) stanie się faktem i język oraz narodowość śląska zostaną uznane przez państwo polskie… Czy jednak wówczas niemieckie wsparcie będzie jeszcze Ślązakom do czegoś potrzebne?… Czy też – wobec statystyk spisu powszechnego w 2011 r., kiedy to odnotowano na Górnym Śląsku 850 tys. deklaracji narodowości śląskiej wobec 150 tys. narodowości niemieckiej - to raczej niemieckim elitom potrzebne będzie wówczas śląskie wsparcie?
Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia jak to będzie (jeżeli będzie). Nie mam też zamiaru zaprzątać sobie głowy rozwiązywaniem równań z niewiadomą liczbą niewiadomych – zwłaszcza teraz, kiedy świat „za oknem” zmierza coraz bardziej „triumfalnie” w kierunku „czarnej du(…)”. Jednakowoż, gdybym był jednym z niemieckich liderów na Śląsku, to chyba jednak podjąłbym próbę rozwiązania tego równania, i zrobiłbym to już teraz.