23.5.2025
No items found.

Chcemy współpracy z TSKN!

Reaktywacja SONŚ: perspektywy i nadzieje

Po 20 latach starań Sąd Rejestrowy w Opolu KRS wydał wstępną zgodę na działalność Stowarzyszenia Osób Narodowości Śląskiej (SONŚ). Wybrano nowy zarząd i prezesa, którym został Wojciech Glensk. Najważniejszym celem organizacji pozostaje emancypacja języka śląskiego i uznanie mniejszości śląskiej. Boryka się ona ciągle z różnymi barierami i ograniczeniami.

Zarząd SOSNŚ

Jednym z najważniejszych zadań, jakie stoją przed nowym prezesem SONŚ, Wojciechem Glenskiem, jest emancypacja języka śląskiego. Wywołanie sytuacji, w której Autochtoni bez żadnych oporów mówiliby publicznie po śląsku, co nie jest takie oczywiste. U wielu nadal pokutuje absurdalne przekonanie, że śląskim posługują się tylko ludzie bez wykształcenia o elementarnych horyzontach intelektualnych. 

Taki stereotyp funkcjonował już w czasach pruskich. Język śląski był symbolem społecznej deklasacji. Warunkiem społecznego awansu było natomiast przejście do kultury niemieckiej i zaniechanie używania śląskiego. Po 1945 roku w tych relacjach nic się specjalnie nie zmieniło. 

Tyle tylko, że teraz Śląskość interpretowano jako gorszą formę polskości, co w Autochtonach wywoływało dodatkową frustrację. Tkwienie w niej było oczywista przeszkodą na drodze do awansu społecznego. Używanie języka śląskiego było czymś wstydliwym i pozycjonowało użytkowników tego języka na samym dole społecznej drabiny. Ten system zmuszał  autochtonów do ciągłego wypierania się swojej kultury wyniesionej z domu rodzinnego.  

Nie może być wątpliwości co do tego, że autochtoni stanowią w miarę homogeniczną grupę społeczną. Posiadają swój system wartości, reguły wzajemnego traktowania się, swoje lęki, uprzedzenia, tęsknoty. Tworzą one w ten sposób  pewien konglomerat, który jest fundamentem ich tożsamości. Daje ona tym ludziom poczucie zakorzenienia i osadzenia w grupie, z którą się identyfikują. W tym sensie tożsamość ta jest dla nich wartością o szczególnym znaczeniu.

Istnieją oczywiście poważne, ideologiczne różnice między Autochtonami z opolskiego i przemysłowego Górnego Śląska. W powiecie katowickim w XIX wieku wyzysk i poniżanie robotników było niewspółmiernie bardziej brutalne niż wobec Autochtonów na rolniczych terenach Rejencji Opolskiej. 

Różnice pomiędzy tymi regionami pogłębiły się po 1921 roku, kiedy region został podzielony na pruską Prowincje Górny Śląsk ze stolicą w Opolu i Województwo Śląskie ze stolicą w Katowicach. Nastąpił wtedy poważny ruch migracyjny.  Ludzie o pro polskiej orientacji przenosili się z Pruskiej Prowincji do Katowic. I odwrotnie. Proniemieccy Autochtoni wyprowadzali się z polskiego województwa do pruskiej prowincji ze stolicą w Opolu. W kolejnych dwóch dziesięcioleciach obie strony, polska i niemiecka, prowadziły skuteczną politykę integracji Autochtonów w ramach swoich narodowych systemów. W latach 1939 do 1945 Autochtoni na Śląsku katowickim byli przez hitlerowski aparat terroru bardziej represjonowani niż ich krewni na Opolszczyźnie. Jest więc zrozumiałe, że stosunek do niemieckości w obu regionach jest inny. 

Także uprzedzenia do polskości były w obu regionach inne. Również dlatego, że na Ziemi Opolskiej i Raciborskiej po 1945 roku nowa władza w niewspółmiernie bardziej radykalny sposób wymusiła na Autochtonach wyrzeczenie się ich dotychczasowej tożsamości. Brutalnie zakazano też używania w życiu codziennym języka niemieckiego, co dla wielu było problemem. Powodowało to zamykanie się we własnym środowisku. 

Zupełnie inaczej było na przemysłowym Górnym Śląsku. Tutaj zarówno język śląski jak i odrębność Autochtonów była dalece bardziej tolerowana. Stąd też uprzedzenia do nowej władzy były niewspółmiernie słabsze.

Rok 1989 przyniósł ze sobą powstanie zorganizowanej mniejszości niemieckiej. Zwłaszcza na Ziemi Opolskiej i Raciborskiej  czas ten przyniósł polityczną jak i społeczną emancypacje Autochtonów. Możliwości pracy za granicą przyczyniły się do materialnego sukcesu tego środowiska. Od tego momentu Autochtoni coraz odważniej mówili między sobą po śląsku. Co więcej, język ten stał się w socjologicznym sensie granicą grupy. Stał się rodzajem instrumentu, który umożliwia Autochtonom odróżnienie swoich od obcych. 

Pojawiły się pierwsze symptomy tego, że stali się oni dumni ze swojego pochodzenia. W pierwszych latach po komunistycznym przełomie, zwłaszcza na Ziemi Opolskiej i Raciborskiej, wydawało się, że to mniejszość niemiecka stanie się takim bastionem obrony społeczności autochtonicznej.

Tej roli, tyleż z pazerności, co z krótkowzroczności, nie udało się jej jednak odegrać. Liderzy TSKN/VdG do dziś tkwią w absurdalnym przekonaniu, że identyfikacja z śląskością może stanowić dla nich zagrożenie. Że może stanowić przeszkodę dla strumienia pieniędzy, który płynie do kas różnych organizacji mniejszości niemieckiej, zarówno z polskiej jak i niemieckiej strony. Stąd strzeżono z gorliwością neofity bastionu dogmatów o krystalicznej niemieckości opolskich Autochtonów. 

Stanowisko to z wielu powodów jest fałszywe. Z jednej strony wspomniana wyżej dyskryminacja Autochtonów przez pruskie elity w XIX wieku  i tu zostawiła swoje ślady i uprzedzenia. Doskonale pamiętają oni także wredne potraktowanie autochtonów przez niemieckich pracodawców po 1989 roku w Niemczech. Zostawiło to w tym środowisku potężną niechęć do Republiki Federalnej.

Zjawiskiem o fatalnych konsekwencjach stało się dzielnie ludzi w różnych organizacjach VdG na tych lepszych, którzy posługiwali się niemieckim i tych gorszych, którzy go nie znali. Autochtoni często mimo oczywistych niemieckich tęsknot nie byli skłonni godzić się na takie poniżanie. Wielkim problem jest również fakt, że TSKN/VdG przekształcił się w autorytarną organizacje rządzoną nie tyle logiką, czy jakimiś wartościami, tylko całkowicie nieracjonalnymi przekonaniami przewodniczącego organizacji. Tylko to, co sobie wymyśli jest możliwe, tylko ci ludzie mają prawo działać w strukturach organizacji, których on według swoich osobistych kryteriów zaakceptuje. 

Powszechne stosowanie instrumentów ostracyzmu w organizacjach mniejszości niemieckiej organizacyjnych działa odstraszająco. W środowisku Autochtonów znajduje się w międzyczasie wielka liczba lekarzy, biznesmenów, naukowców, duchownych. Chyba zdecydowana większość z nich wyraźnie się od TSKN/VdG dystansuje. I nie jest to przypadek.

Byłoby oczywiście nieuprawnioną manipulacją twierdzić, że SONŚ jest alternatywną organizacją dla TSKN. Ma na pewno zupełnie inaczej położone ideologiczne akcenty.  Nie zmienia to faktu, że jest atrakcyjną alternatywą dla wszystkich tych, którzy w TSKN/VdG nie potrafią się odnaleźć. Nikt tu nimi z powodu braku znajomości niemieckiego nie pogardza, nikt nikogo nie usuwa, ani nikt nikogo nie dyskryminuje. Nic też dziwnego, że TSKN/VdG traktował organizacje śląskie z wielką niechęcią i rezerwą, postrzegając je jako  konkurencje. Rzeczywiście konkurencje coraz silniejszą i poważniejszą.

Dla organizacji śląskich na Opolszczyźnie katastrofą stało się stanowisko polskich sądów, które przez ponad 20 lat konsekwentnie zakazywały  organizacjom śląskim działalności. Bój był długi, toczył się przed zarówno przed polskimi sądami jaki i trybunałami międzynarodowymi. Przełom udało się osiągnąć dopiero w zeszłym roku.   Europejski Trybunał Praw Człowieka uznał, ze polskie sądy naruszyły artykuł 11. Europejskiej Konwencji Praw Człowieka, mówiący o wolności zgromadzeń i stowarzyszenia się. KRS musiał się pod ciężarem tego wyroku ugiąć i wyraził zgodę na dalszą działalność SONŚ.

Nowym przewodniczącym organizacji został Wojciech Glensk, dziennikarz i politolog z Tarnowa Opolskiego. Z jego perspektywy kluczowym zadaniem organizacji będzie doprowadzenie do nowelizacji ustawy o mniejszościach narodowych z 2005 roku i wprowadzenie tam zapisu, że również społeczność śląska jest mniejszością etniczną. Nowelizacja ta spowoduje, że organizacje śląskie otrzymają prawo do finasowania inicjatyw kulturalnych ze środków budżetu państwa. 

Oczywiście nie jest to warunek konieczny funkcjonowania organizacji. W poprzednich latach zrodziło się wiele wartościowych inicjatyw kulturalnych na zasadach komercyjnych. Dla środowisk śląskich wielkie znaczenia ma działalność Teatru Korez. Warto zwrócić uwagę na  śląskojęzyczny kabarety „Zdolni i skromni”. Dużo dobrego zrobił kabaret ojca Wojciecha Glenska, Tolka. Jego występy cieszyły się zawsze wielkim entuzjazmem na całym Górnym Śląsku. 

Wielką siłę przyciągania ma program „Dej pozór” , który emitowany jest przez ośrodki TVP w Katowicach i Opolu. Należy tu przypomnieć działalność wydawnictwa Piotra Długosza, który zgromadził wokół siebie nie tylko intersujących autorów, ale wydał liczne wartościowe książki w język śląskim.  W sieciach Kaufland pojawiają się reklamy w tym języku. Elementy śląskie dominują na różnego rodzaju festynach na terenach, gdzie mieszkają Autochtoni. Zdaniem Wojciecha Glenska, komercyjne, amatorskie zespoły muzyczne działające na Opolszczyźnie są na stosunkowo wysokim poziomie. Są też znakomicie technicznie wyposażone. Mają one w swoim repertuarze treści w języku śląskim, ale byłoby tu jeszcze dużo do zrobienia. 

Wszystko to wymaga dofinansowania z budżetu państwa. Wtedy dopiero organizacje śląskie mogłyby realizować swoje projekty na równi ze mniejszością niemiecką. które dysponują gigantycznym  budżetem. 

Ważne byłyby, dla przykładu akcje promocyjne śląskich strojów ludowych, które w absurdalny sposób wyparte zostały  na Górnym Śląsku przez bawarskie wzory. Glensk chciałby rozwinąć szeroką akcje naklejania na szkołach, urzędach i zakładach pracy naklejek „Gŏdōmy po ślōnsku ”, które miałyby zachęcać do mówienia po śląsku. Finansowanie ze strony państwa otwarłoby możliwości wspierania edukacji w języku śląskim, a przynajmniej jego nauczanie. 

Największym problemem organizacji śląskich jest ideologiczne uzasadnienie ich istnienia. Kiedy próbują definiować swoją tożsamość, odwołują się one do niemieckiej historii Górnego Śląska. Za jeden swoich głównych mitów założycielskich uważają niegodziwości wyrządzone społeczności autochtonicznej przez żołnierzy Armii Czerwonej w 1945 roku. Zapominając zupełnie, że było to zbrodnie wymierzone w ludność niemiecką, a nie w Ślązaków w sensie Hansa Lukaschka czy Ewalda Latacza. Próba odwoływania się do tego wydarzania jako „śląskiego” martyrium jest oczywistą manipulacja. Podobnie jak odwołania do pruskich twórców industrializacji Górnego Śląska, jak na przykład grafa Redena.

Przewodniczący SONŚ Glensk ma tych trudności świadomość. Przyznaje, że próba obdarcia śląskiej tożsamości z niemieckich elementów byłaby wielką manipulacją. Jak mówi, „jesteśmy ulepienie z tej samej gliny, tylko trochę inaczej.” Dostrzega kulturową wspólnotę, uważa, że w śląskość wpisana jest  niemiecki kontekst kulturowy.

Jedyną względnie  samodzielną wartością organizacji śląskich jest ich język. Problemem jest jednak to, że posługuje się nim na co dzień również cała mniejszość niemiecka. Na zbieżności te zwracał w rozmowie ze Spectrum.Direct wiceprzewodniczący TSKN, Norbert Rasch. Sugerował wręcz, żeby z języka śląskiego uczynić drugi język mniejszości niemieckiej.

Jego wypowiedzi wywołały wśród organizacji śląskich emocje i nieporozumienia. W poprzednich latach czuły się one systematycznie atakowane ze strony mniejszości niemieckiej. Wojciech Glensk przypomina tu blokowanie kwestii śląskiej na Komisji Wspólnej Rządu i Mniejszości Narodowych i Etnicznych. W jego oczach było to celowe, systemowe paraliżowanie śląskich inicjatyw. Dlatego wypowiedzi Rascha potraktowano w pierwszym momencie jako kontynuacje tamtych wrogich działań.  

Reakcją na postulaty Rascha stał się ostatecznie protest („Stanowisko”) ze strony SONŚ. Raschowi zarzucono w nim uzurpację prawa do języka śląskiego.

 Jego sygnatariusze zupełnie nie zauważyli, że sami przyznali sobie prawo do narzucania mniejszości niemieckiej,  jakimi językami ma ona prawo się posługiwać, a jakimi nie. Co samo w sobie było poważną ingerencją w suwerenne decyzji organizacji mniejszości niemieckiej. 

Nie zmienia to faktu, ze protest odbił się szerokim medialnym echem. Pisał o tym również Spectrum.Direct. Ten atak SONŚ na jednego z liderów Mniejszości Niemieckiej okazał się fatalny w skutkach. Dał potężne argumenty wszystkim przeciwnikom zbliżenia z organizacjami śląskimi i spowodował też usztywnienie stanowiska elit TSKN/VdG.  

Doświadczył tego również wiceprzewodniczący organizacji Regios, dr Tomasz Hutsch, który twierdził potem, że „nie dostrzega żadnej woli współpracy z organizacjami śląskimi ze strony elit mniejszości niemieckiej”. 

Wojciech Glensk cieszy się jednak, że dialog i chęć współpracy widać znakomicie na poziomie kół DFK i to budzi jego nadzieje. Cieszy go również fakt, ze współpraca tą zainteresowani są samorządowcy. Ale i on nie dostrzega zainteresowania współpracą ze strony elit TSKN/VdG. Sytuacja stała się patowa.  

Oczywiście, że reaktywacja SONŚ po prawie 20 latach zmagań sądowych jest wielkim sukcesem. Należy się podziw wszystkim tym, którzy się nie poddali i konsekwentnie dążyli do reaktywacji stowarzyszenia. Wielką wartością jest to, że ŚONŚ łączy autochtonów w obu województwach. Dobrze jest, że organizacja jest wspólna i że na Śląsku katowickim istnieje wola, by Wojciecha Glenska zaakceptować jako lidera.

Będzie natomiast fatalnie, jak przez brak dobrej woli ze strony elit TSKN/VdG do współpracy między tymi organizacjami nie dojdzie. Oznaczać to będzie tylko kolejne podziały w środowisku Autochtonów, na których cierpieć będą wszyscy!

This is some text inside of a div block.
Autor:

Więcej artykułów

Pałac w Kopicach
Historia
Tożsamość

Kopciuszek przestanie płakać

Czasy, kiedy autochtoni wstydzili się swojego śląskiego pochodzenia czy akcentu, dawno już minęły. W międzyczasie z tego środowiska wyrośli wybitni artyści, naukowcy, ale również przedsiębiorcy. Wielu z nich stara się wnieść swój wkład w zachowanie historycznej, pruskiej tożsamości regionu. Jednym z nich jest niewątpliwie Joachim Wiesiollek.

Czytaj dalej
Fot. DFK Gogolin
Historia
Kultura
Ludzie

Źródło, przez które lepiej widać

W XVIII wieku gogolińskie źródło słynęło z cudotwórczych mocy. Gaschinowie postawili nad nim kaplicę, która stała się miejscem majowego kultu Matki Boskiej. Dziś mała świątynia stała się symbolem trwania autochtonów przy ich pruskich tradycjach.

Czytaj dalej
Napisy niemieckie, poniemieckie, śląsk, dolny śląsk, górny śląsk, szyldy, reklamy
Historia

Ślady innego krajobrazu

Ciągle żyją na dawnym pruskim Śląsku ludzie, którzy pamiętają dziś trudną do wyobrażenia rzeczywistość. Na wszystkich dworcach kolejowych były tylko niemieckie napisy miejscowości. Warsztaty, sklepy restauracje miały tylko niemieckie nazwy. Dzisiaj można napisy te znowu zobaczyć na wielu domach.

Czytaj dalej