20.9.2022
No items found.

Nie zapominajmy o starych zdjęciach!

Dyskusja na temat tożsamości autochtonów

Relacje i zbieżności między środowiskami śląskimi i mniejszością niemiecką wydają się jednym z najważniejszych problemów środowisk autochtonicznych. Dawno już czas na dyskusje na temat ich tożsamości i wzajemnych relacji. Spectrum.direct zamierza publikować głosy w tej sprawie. Otwiera ją poniższy tekst pióra Jana Sotora, w którym autor wskazuje na historyczne paralele i ubolewa nad nieporozumieniami pomiędzy tymi środowiskami.

alte Fotos
Fot. Natalia Klimaschka

Stare albumy to kopalnia ciekawostek i interesujących fotografii. Po raz kolejny wertowałem zdjęcie po zdjęciu i do ręki wpadły mi te fotografie. Nas Ślązaków nie dziwi to, że w albumach rodzinnych nasi dziadkowie noszą czarne krzyże, a nie polskiego orzełka, to dla nas normalne. Czy nam to ciąży na sumieniu? Komuś na pewno, ale nie mi, ponieważ to kawałek mojej historii i mojej rodziny. Wiem, gdzie się urodziłem, bo przebadałem moje korzenie i jednego jestem tego pewien: Nie ma w nich żadnego śladu polskiego pochodzenia.

Moja rodzina była zawsze śląska i pruska. Po co mam kłamać i mówić, że jestem Polakiem, jak się nim nie czuję z racji pochodzenia? Kontrowersyjna opinia, ale tak myślę i kropka.

Co do zdjęć, pierwsze zdjęcie wykonane z mojego placu, a na nim mój Opa Johanes, a z lewej jego Ujek Franz. O obu by można pisać wiele, ale napiszę krótko, żeby zbyt nie zanudzać. Urodzili się w Mechnicy, ich pierwszym językiem był niemiecki, drugim śląski, w domu od wielu lat leciała woda z kranu, a czytanie i pisanie nie było nowością. Ja bym nawet użył określenia o nich, że to byli ludzie bardzo inteligentni i kreatywni.

Ujek Franz był wiele lat kościelnym, doskonałym krawcem i artystą amatorem. Człowiek prosty, ale bardzo poukładany, lubił spędzać czas z ludźmi, a w szczególności z dziećmi. Mieszkał na co dzień pod oknem, z którego się wychyla na zdjęciu, a za ścianą miał piekarnię, to dzieci bardzo lubiły u niego spędzać czas i słuchać jego opowieści lub po prostu rozmawiać. Na placu stworzył wiele ciekawych figurek lub tworów artystycznych, z prawej strony zdjęcia widać fragment kwietnika, który, stworzył zalewając jajka cementem lub gipsem( ciężko mi stwierdzić). Dodatkowo stworzył grotę z kamieni, w której umieścił figurkę. Całe szczęście te dwa elementy, które opisałem pozostały na moim placu i cały czas są w dobrej kondycji.

Opa Johanes, to kolejna ciekawa postać. Miałem okazję go poznać, za bajtla dużo się z nim czasu spędzało. Zabrakło mi tylko czasu, na pytania i wysłuchania opowieści, których miał zapewne co niemiara. Zawsze powtarzał " I tak nikt nie uwierzy w to, co przeżyłem". Na pewno to prawda, służył jako kilkunastoletni chłopak w Volksturmie przy obsłudze baterii przeciwlotniczej na torach w Zdzieszowicach, a następnie w jednostce przeciwlotniczej w Lichyni. Cudem uszedł z życiem. Wielu kolegów zginęło w nalocie na pozycje obrony przeciwlotniczej kiedy on przypadkowo był w domu, za Odrą w Mechnicach. Dalej do wojska się nie dostał, skutecznie go ukrywano, jako że był najstarszym dzieckiem w domu, a co za tym idzie przyszłym potencjalnym żywicielem rodziny. Czasy były nie pewne, ludzie się zabezpieczali, jak tylko mogli, ale udało się ,wojnę przeżył bez ran fizycznych, pozostały tylko te traumatyczne, które zapewne zachował do końca życia.

Ujek Franz i Opa Johanes mieli wspólną historie - byli żołnierzami Wehrmachtu. I to są moje korzenie, całkowicie niemieckie. Zatem należy zadać pytanie, czy ja jako Ślązak jestem dlatego gorszym obywatelem Rzeczypospolitej? Wiecie, codziennie u nas na Śląsku spotykam ludzi z różnych stron, z różnym pochodzeniem i przodkami. Nasza kraina to taki typowy tygiel kulturowy, z pewnym odsetkiem ludności rdzennej, takich Indianerów. Czasami czujemy się jak na Dzikim Zachodzie, robią z nas baranów. A to przecież nasza ziemia przed wojną była cywilizacyjnie bardziej rozwinięta niż wiele regionów ówczesnej Rzeczpospolitej. Już długo po wojnie wiele członków naszych rodzin zginęło w obozach pracy tylko dlatego, że  byli na papierze Niemcami.

Jako Ślązaka dziwią mnie także postulaty reparacji wojennych od Niemiec. Władza ludowa przyszła i brutalnie wywłaszczyła nasze rodziny pozbawiając je dorobku wielu pokoleń. Zabierano nam domy i gospodarstwa, tylko dlatego, że rzekomo byliśmy Niemcami. Wielu moich krewnych zginęło w polskich obozach pracy, w których znaleźli się tylko ze względu na ich niemieckie pochodzenie. Odebrano nam prawo do noszenia naszych rodzinnych nazwisk i imion nadanych na chrzcie. Cały czas zadaję sobie pytanie, czym na to zasłużyli?

To raczej my powinniśmy się domagać reparacji od Rosji za rozkradzione po wojnie fabryki, kopanie i huty. Straciliśmy wszyscy. Również repatrianci, którzy jechali na Śląsk i mijali się z pociągami jadącymi w odwrotnym kierunku, na Wschód. Były one załadowane zdemontowanymi, kompletnymi fabrykami. O prywatnych, osobistych majątkach naszych rodzin już nie wspominając, za które nigdy nie otrzymaliśmy odszkodowania.

Ale nie, nie stawiamy nierealistycznych żądań. Chcielibyśmy tylko szacunku dla naszej inności. Zaakceptowania naszego języka i prawo do stowarzyszania się. Od zakończenia upłynęło ponad 70 lat. I ciągle, my Ślązacy, postrzegani jesteśmy jako pariasi. Jako coś gorszego pozbawionego prawa do odrębności.

I jeszcze jedno. Na starych fotografiach zarówno tych z czasów I wojny, jak i tej drugiej stoją obok siebie młodzi chłopcy w niemieckich mundurach. Są to nasi dziadkowie i pradziadkowie. Często byli to bracia. Dlatego jest nam bardzo przykro, że prawa do odrębności odmawia nam również zorganizowana mniejszość niemiecka. Tu zachowuje się ona dokładnie tak samo jak rząd w Warszawie.

This is some text inside of a div block.
Autor:
Jan Sotor

Więcej artykułów

Prezydent Jacek Wojciechowicz Razem dla Raciborza
Kultura
Ludzie
Polityka

Kolega Eichendorffa na zebraniu DFK

Kiedy w połowie lat 90-tych Jacek Wojciechowicz był wiceprezydentem Raciborza, odbudował pomnik Eichendorffa w samym centrum miasta. W późniejszych latach kolejni prezydenci nie wykazywali się już takim zrozumieniem dla potrzeb środowisk niemieckich w Raciborzu. Wojciechowicz, który stara się po 30 latach o powtórny wybór na prezydenta, pragnie do tamtych tradycji nawiązać.

Czytaj dalej
Grupa Regios
Tożsamość
Polityka

“Regios” czyli postulat środka

Z rozczarowania różnymi organizacjami autochtonów część środowisk młodzieżowych postanowiło założyć niezależną organizację młodzieżową Regios. W swoich założeniach nawiązuje ona do holistycznego spojrzenia na historię regionu ze szczególnym uwzględnieniem czasów cesarstwa. Oficjalnej organizacji mniejszości niemieckiej dalece się jednak nie chcą podporządkować.

Czytaj dalej
Premiera filmu
Kultura

Von Lichnowsky na zamku Piastów w Raciborzu

O rodzinie von Lichnowsky wiedziano w Raciborzu dotąd niewiele. Uchodzili raczej za jedną z wielu arystokratycznych rodzin na Górnym Śląsku. Dopiero benedyktyńska cierpliwość Natalii Klimaschka w poszukiwaniu dawno zapomnianych źródeł stała się punktem wyjścia do realizacji filmu o tej niezwykłej rodzinie. Konwersatorium Eichendorffa zorganizowało jego prezentację na zamku w Raciborzu.

Czytaj dalej