Rosjanie przestali budzić sympatię. Chociaż tylko niewielki procent Rosjan w Europie zachodniej popiera politykę Putina, to większość z nich jest o takie poglądy posądzana. Zwłaszcza niemieccy przesiedleńcy z Rosji stali się ofiarą polityki Kremla. Coraz więcej mieszkańców Republiki Federalnej patrzy na nich z niechęcią. Zapomina się, że najbardziej znaną Niemką, która urodziła się w Rosji, jest Helene Fischer.
Falą niechęci wobec Niemców, którzy kiedyś wyjechali z Rosji najbardziej zdruzgotany jest Związek Wypędzonych (Bund der Vertriebenen, w skrócie BdV). Jego prezydent, prof. Bernd Fabritius sam urodził się w Rumunii, dlatego znakomicie potrafi zrozumieć przerażenie swoich współziomków z Rosji.
“Nie chcemy wojny Putina w Niemczech!” - tłumaczył w swej niedawnej wypowiedzi - “Właśnie w obecnym czasie jest szczególnie ważne, by trzymać się razem, a nie dyskryminować kogoś z góry. By nie dopuszczać do niesprawiedliwego wykluczenia takich społeczności, jak rosyjscy Niemcy, czy rosyjscy Żydzi. Ci mieszkający w Niemczech ludzie są w taki sam sposób ofiarami ataku Putina na wolność i pokój w Europie, jak Ukraińcy” - mówił dalej Fabritius.
Jak twierdził przewodniczący BdV, osoby te żyją bardzo często w „mieszanych rodzinach”, złożonych z rosyjskich Niemców, Rosjan, ale także z Ukraińców. Wciąż też posiadają krewnych w wielu państwach dawnego bloku sowieckiego. Fabritius zapowiedział też cały szereg inicjatyw na rzecz polepszenia wizerunku niemieckich przesiedleńców w Republice Federalnej Niemiec.
Najbardziej prominentnym niemieckim przesiedleńcem z Rosji jest Helene Fischer. Piosenkarka odnosi sukcesy w krajach niemieckojęzycznych wykonując muzykę z pogranicza pop oraz szlagier. Uchodzi ona za jedną z najbardziej znanych i lubianych artystek estradowych w Niemczech. Piosenka „Atemlos durch die Nacht” długo uchodziła za najpopularniejszy przebój w Niemczech.
Helene Fischer urodziła się w syberyjskim Krasnojarsku, dokąd wcześniej deportowano jej rodzinę znad Morza Czarnego. Mając 4 lata wyjechała z rodzicami do Nadrenii-Palatynatu.
Fischer wywodzi się z osadników niemieckich, którzy za namową carycy Katarzyny II osiedlili się w XVIII wieku na Ukrainie. Sama Katarzyna Wielka była również Niemką, dlatego budziła wśród swoich rodaków zaufanie.
Helene Fischer długo nie odnosiła się do tematu wojny na Ukrainie. Powodem tego milczenia był przypuszczalnie jej urlop macierzyński. Prasa przypominała również, że piosenkarka konsekwentnie wcześniej zdystansowała się od wszelkich politycznych deklaracji.
Fischer nie pojawiała się publicznie od listopada, kiedy to wystąpiła w programie „Załóż się, że...?” („Wetten, dass...?”, prowadzonym w przeszłości przez Thomasa Gottschalka, skądinąd Górnoślązaka).
W trakcie trwającego niespełna miesiąc milczenia portale internetowe (jak focus.de) wypowiadały się o niej nad wyraz życzliwie, przypominając przede wszystkim jej zasługi na rzecz społeczności rosyjskich Niemców.
Na koncercie w szwajcarskim Grindelwald Helena Fischer przerwała milczenie i wyraziła swoją solidarność z ofiarami wojny. Powiedziała publicznie, że ma złamane serce, gdy codziennie widzi jak rozbijane są rodziny, jak mężczyźni, którzy są ojcami, synami, mężami, braćmi, żołnierzami muszą ginąć, a kobiety uciekać. Piosenkarka mówiła o ogromnym napięciu emocjonalnym, jaki wywołuje u niej tragedia Ukrainy.
Deklaracja ta była szczególnie ważna w kontekście manifestacji i przejazdów kolumn samochodów udekorowanych rosyjskimi flagami, które miały miejsce w różnych miastach Republiki Federalnej. Niewielkie, ale hałaśliwe grupy próbują wyrażać w ten sposób poparcie dla rozbojów Putina. Ich uczestnicy wykrzykiwali do telewizyjnych kamer entuzjastyczne poparcie dla dyktatora z Kremla. Doniesienia te budzą oczywistą falę niechęci wobec niemieckich przesiedleńców urodzonych w Rosji.
Dlatego te jasne i wyraźne słowa poparcia najbardziej znanej Niemki z Rosji dla Ukrainy miały tak ogromne znaczenie. Przyniosły zapewne większości Niemców z Rosji satysfakcje i nadzieje na polepszenie ich wizerunku w przestrzeni publicznej Republiki Federalnej. Z ulgą odetchnął zapewne przewodniczący Związku Wypędzonych, prof. Bernd Fabritius.