18.6.2020
No items found.

Śmierć gwiazdy

W wieku 103 lat umarła Vera Lynn, brytyjska interpretatorka „Lili Marleen”

Kilka dni temu umarła Vera Lynn, jedna z najwybitniejszych śpiewaczek brytyjskich XX wieku. Jej sława zaczęła się już w czasach drugiej wojny światowej. Zdobyła ją nie tylko dzięki piosence „We’ll Meet Again”, ale przede wszystkim dzięki angielskojęzycznej wersji niemieckiej piosenki „Lili Marleen” („Underneath the lantern…”). Uchodziła ona wówczas za nieformalny hymn Wehrmachtu. I mimo najbardziej burzliwych i okrutnych wydarzeń na frontach II Wojny Światowej, piosenka biła w tym samym czasie rekordy popularności zarówno w Wielkiej Brytanii jak i USA.

Vera Lynn
Fot. Jack de Nijs

Śmierć Very Lynn jest okazją, by przypomnieć tę piosenkę, wykreowaną przez zdeklarowaną, antyhitlerowską opozycjonistkę,  Lale Andersen.

Historia powstania „Lili Marleen” jest kombinacją najbardziej zdumiewających zbiegów okoliczności. W 1915 roku młody i melancholijny  poeta, Hans Leip, był słuchaczem wyższej szkoły oficerskiej w Berlinie. Podczas przepustki poznał dwie dziewczyny dorabiające sobie jaki prostytutki o imionach Lili i Marlene. Obie panny zaprosiły 21-letniego kadeta do siebie na stancję. Tego wieczora Hans Leip wyznaczony był jednak do służby wartowniczej i musiał  przed wieczorem opuścić swoje dopiero co poznane przyjaciółki. Poczucie obowiązku przeważyło, chociaż obie gorąco namawiały go do pozostania. Tej nocy, w budce wartowniczej, niesiony tęsknotą do obu koleżanek, Leip napisał wiersz „Lied eines jungen Wachpostens” , który ostał się w pierwszej redakcji i już nigdy więcej nie był poprawiany, czy w jakiś sposób korygowany. Wiersz popadł na ponad 20 lat w całkowite zapomnienie. W 1938 przez zupełny przypadek odnaleziony został przez kompozytora Norberta Schulze, który napisał do niego muzykę. Długo szukał dla piosenki interpretatorki, ponieważ żadna z renomowanych niemieckich śpiewaczek nie była nią zainteresowana. Jedyną aktorką, która zdecydowała się ją zaśpiewać była Lale Andersen (wł. Elisabeth Bunnenberg).   Nie tylko zintegrowała piosenkę do swojego programu „Kabarett der Komiker”, ale również nagrała z nią niewielką płytę. Została ona kilkakrotnie wyemitowana nawet w niemieckim radiu, przeszła jednak całkowicie niezauważona i została zdjęta z anteny. Wydawało się, że jest to całkowity koniec tego utworu. Miało stać się jednak inaczej.

Po zdobyciu Jugosławii w 1941 roku władze Wehrmachtu zdecydowały się na stworzenie rozgłośni radiowej, której program miał być skierowany do żołnierzy Wehrmachtu. Nosiła ona nazwę Radio Belgrad. Ale kompania prasowa, której powierzono zadanie prowadzenie tej rozgłośni miała bardzo niewielką liczbę płyt muzycznych. Dlatego wysłano redaktora muzycznego, Richarda Kistenmachera,  do rozgłośni Reichssender Wien we Wiedniu. Polecono mu wyszukanie w archiwach płyt, które mogłyby się podobać żołnierzom na froncie. Perspektywa pobyty we Wiedniu Kistenmacherowi bardzo się spodobała, ponieważ miał on we Wiedniu swoją kochankę. Zamiast spędzać dnie w archiwum wiedeńskiego radia, oddawał się radościom życia miasta. Kiedy nastał dzień odjazdu okazała się, że nie ma on płyt, po które przejechał do Wiednia. Wówczas jego kochanka zaoferowała mu karton z starymi, nie interesującymi płytami, które zamierzała wyrzucić na śmietnik.  Kistenmacherowi nie pozostało nic innego, jak z tej propozycji skorzystać. W kartonie znajdowała się płyta Lale Andersen. Dziennikarz wyemitował piosenkę na antenie Radia Belgrad po raz pierwszy po dwuletniej przerwie 18 sierpnia 1941 roku.  Przy tej okazji samowolnie zmienił tytuł piosenki na „Lili Marleen”,  która w ten sposób przeszła do historii muzyki. Tym razem utwór spotkał się jednak z entuzjastycznym przyjęciem i po kilku tygodniach stała się największym hitem w całej w całej III Rzeszy.

Fakt ten wywołał ogromną irytację Goebbelsa z kilku powodów. Piosenka powstała bez jego zgody. Zawierała także melancholijne elementy inspirujące do refleksji, a nie do strzelania. A to przecież miało być w oczach ministra naczelne zadanie muzyki rozrywkowej. Największym problemem było jednak to, że Lale Andersen nie kryła swojej niechęci do narodowego socjalizmu.  A szczególnie oburzona była prześladowaniami Żydów. Demonstracyjnie utrzymywała również kontakty w tym środowisku. Do skandalu doszło, kiedy Lale Andersen odmówiła udziału w koncercie w okupowanej Warszawie. Oświadczyła wówczas,  że nie będzie śpiewać w mieście, gdzie dzieje się koszmar żydowskiego getta. Została również przyłapana  na próbie nawiązania listownej korespondencji z Żydem mieszkającym w Szwajcarii. Po tych wydarzeniach zakazano emisji jej piosenki w niemieckiej radiofonii. Rozważano zamknięcie jej w obozie koncentracyjnym, co oznaczałby prawie pewną śmierć piosenkarki.

Życie artystce uratowała błędna informacja radia BBC. Brytyjskie radio poinformowało słuchaczy, że Andersen w obawie przed aresztowaniem przez Gestapo popełniła samobójstwo. Goebbels był szczęśliwy, ponieważ miał teraz dla wszystkich dowód na rzekomą nierzetelność i kłamstwa brytyjskiej radiofonii. Dlatego też z wielką pompą zaprezentowano publiczności żyjącą i wolną piosenkarkę. Andersen była systematycznie szykanowana do końca wojny. Natomiast Radio Belgrad, pomimo zakazów, dalej emitowało piosenkę wielokrotnie w ciągu dnia. A to spowodowało, że rozgłośnia, ku ogromnej irytacji władz w Berlinie, stała się najbardziej popularną stacją radiową III Rzeszy. Ministerstwo propagandy było bezsilne i postrzegało Radio Belgrad nieomal jak rozgłośnię wroga.

Jeszcze większym fenomenem okazała się recepcja „Lili Marleen” wśród żołnierzy zachodnich aliantów. Radio Belgrad było słyszalne w basenie Morza Śródziemnego i było również słuchane przez przeciwnika. Również po drugiej stronie frontu, w niemieckojęzycznej wersji, stała się piosenka absolutnym przebojem. W historii zapisały się wydarzenia, kiedy to wojska amerykańskie i brytyjskie, zdobywając Sycylię latem  1943 roku, w zwartym bojowym szyku i w pełnym uzbrojeniu wkraczały do kolejnych włoskich miast śpiewając wspólnie po niemiecku  „Lili Marleen”.

Amerykańskie i brytyjskie władze wojskowe były przerażone popularnością niemieckiej piosenki wśród własnych żołnierzy. Dlatego postanowiono wyprodukować ją w angielskojęzycznej wersji. W USA utwór śpiewała Marlene Dietrich, a w Wielkiej Brytanii wspomniana Vera Lynn. W samym tylko 1944 roku jej płyta sprzedała się w nakładzie 500 tys. egzemplarzy. Żołnierze obu zachodnich armii śpiewali ją jednak na froncie dalej po niemiecku. A Lale Andersen pozostałą najbardziej ulubioną interpretatorką tego utworu.

Lili Marleen” śpiewana była również na Górnym Śląsku, gdzie stała się jednym z trwałych elementów kultury regionu i śpiewana była tu jeszcze długo po wojnie. Oczywiście długie dziesięciolecia nucenia niemieckich piosenek był tu kategorycznie zakazane. Dlatego autochtoni śpiewali je w domowym zaciszu, inni chodzili do lasu. Angielskojęzyczna wersja piosenki wykonywana przez Verę Lynn była tu natomiast nieznana, podobnie jak wiedza o tym, że piosenka „Lili Marleen” na wiele lat stała się globalnym hitem.

This is some text inside of a div block.
Autor:
Sebastian Fikus

Więcej artykułów

Prezydent Jacek Wojciechowicz Razem dla Raciborza
Kultura
Ludzie
Polityka

Kolega Eichendorffa na zebraniu DFK

Kiedy w połowie lat 90-tych Jacek Wojciechowicz był wiceprezydentem Raciborza, odbudował pomnik Eichendorffa w samym centrum miasta. W późniejszych latach kolejni prezydenci nie wykazywali się już takim zrozumieniem dla potrzeb środowisk niemieckich w Raciborzu. Wojciechowicz, który stara się po 30 latach o powtórny wybór na prezydenta, pragnie do tamtych tradycji nawiązać.

Czytaj dalej
Grupa Regios
Tożsamość
Polityka

“Regios” czyli postulat środka

Z rozczarowania różnymi organizacjami autochtonów część środowisk młodzieżowych postanowiło założyć niezależną organizację młodzieżową Regios. W swoich założeniach nawiązuje ona do holistycznego spojrzenia na historię regionu ze szczególnym uwzględnieniem czasów cesarstwa. Oficjalnej organizacji mniejszości niemieckiej dalece się jednak nie chcą podporządkować.

Czytaj dalej
Premiera filmu
Kultura

Von Lichnowsky na zamku Piastów w Raciborzu

O rodzinie von Lichnowsky wiedziano w Raciborzu dotąd niewiele. Uchodzili raczej za jedną z wielu arystokratycznych rodzin na Górnym Śląsku. Dopiero benedyktyńska cierpliwość Natalii Klimaschka w poszukiwaniu dawno zapomnianych źródeł stała się punktem wyjścia do realizacji filmu o tej niezwykłej rodzinie. Konwersatorium Eichendorffa zorganizowało jego prezentację na zamku w Raciborzu.

Czytaj dalej